piątek, 28 lutego 2014

Rozmowy #12

Rozmowy #12

Szliśmy.
W naszych opuszczonych nisko głowach kotłowało się tak wiele myśli, emocji...
Tak naprawdę nie było tam nic.
Niezmierzona pustka.
Czasem może wydawało się, że jest jakieś rozwiązanie.
Huh, te pozory.
Kobieta nadal zgrywała ciotkę, a Daisy idealnie udawała, że całkowicie wierzy oszustce.
Ja tylko uśmiechałam się.
Na nic więcej nie było mnie stać - prawdopodobnie osoba, do której się uśmiecham, była moją zgubą.
To i tak zbyt wiele.

Byliśmy już przy eleganckiej, już wręcz 'maleńkiej willi'.
Na samo jej utrzymanie, nie licząc jedzenia itp., pan domu musiałby pracować po... 20 godzin w tygodniu przez 6 dni?
Nie starczyłoby na panienki do towarzystwa.

Dom był urządzony w stylu... Bodajże hiszpańskim (ciepłe kolory ścian, styl mebli, itp.). Był wprost piękny, aż brakło słów, by opisać ekstrawagancję tego miejsca.
Nie zważajmy jednak na urodziwość tego miejsca, które za niedługo miało stać się piekłem.
Miejscem mojej śmierci.

Daisy posłała mi ukradkowe spojrzenie.
- Przepraszam.. - szepnęła. - To wszystko przeze mnie...
- Nie - zaprzeczyłam stanowczo. - To wina twojego ojca uprowadzającego się z dziwkami.
- Co? - niedowierzała. - Co ma mój ojciec do tego...?
- Ta baba jest jego... Kobietą, a sam ojciec stoi w oknie.
Daisy nie dowierzała.
- Zabiję go kiedyś.
Ruszyła dzielnie.
- Daisy, co ty, kurczę, robisz?! - próbowałam powstrzymać dziewczynę, ale bez skutku. Nastolatka wyrwała się, po czym pewnie wtargnęła do domu.
Nie zdążyłam załapać, że Daisy poszła na śmierć, usłyszałam rozmowę z jej ojcem.
- Ty zawsze musisz te panie za sobą wysyłać?! - krzyknęła pretensjonalnie. - Nie mów, że się o mnie, kurwa, niepokoiłeś, bo Ci i tak nie uwierzę.
- Ej, skarbie, tatuś się relaksuje, daj pięć minut...
- Powstrzymuję się, żeby nie wyrzucić tych twoich chodzących cycków za okno - fuknęła.
Kobiety chyba udawały urażone.
- Zazdrościsz, bo my możemy dawać swoje ciało tak genialnemu mężczyźnie jak pan Willis... - pogłaskała po klacie mężczyznę.
- Ona tylko udaje debilkę? - zwróciła się do rozpieszczanego.
- Nie - uśmiechnął się facet.
- Urgh - mruknęła.
Światełko w tunelu...
- A gdzie mama?
- Tam, gdzie będziesz Ty...
Strzał.
I znów zamarłam.

Dziękuję za przeczytanie - mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że nie mogłam pisać w tygodniu. 
Przepraszam serdecznie.
I życzę miłego weekendu. :3

Marcela.


czwartek, 27 lutego 2014

Rudy Emos

Welcome :D A więc miałam dziś wene na rysowanie i przez godzinę rysowałam to gówno, co moim zdaniem wygląda dzięki tej grzywce jak emos. Posty ode mnie są bardzoooo rzadko, a wena mi
powraca więc łapajcie. Oby się spodobał....

ps. kartka brudna od ołówka xD









Baj baj Lamusy, do następnej notki                                        
















Przerwa

Niestety, ludzie. Będę musiała zrobić na chwilę przerwę w pisaniu postów. Dlaczego? Chcę odpocząć od blogowania. W międzyczasie podszkolę się trochę w rysowaniu i powrócę z jeszcze lepszymi pracami :) A także może napiszę coś dla Was? Myślę, że spodobało Wam się moje opowiadanie. A przynajmniej mam taką nadzieję :D

Marcelina i Klaudia starają się jak mogą, żeby tu coś było, a ja olewam sprawę. Nie wiem, jak mi to wybaczycie, dziewczyny. Też i teraz liczę na Was, podczas kiedy nie będę wchodziła.

I jeszcze taki rysunek, żeby "coś" tu było:



Baardzo stara praca. Więc czemu dopiero teraz? Zapomniałam o niej, niestety. Ale teraz jest i cieszmy się :D

No i skończyły się rysunki. Będę musiała coś nowego dla Was stworzyć. Akurat będę miała przerwę w pisaniu, więc coś może uda mi się wybazgrolić w międzyczasie. Czekajcie na mnie :)





Tylko ja i ....nikt

Hej. Jak już mogliście zauważyć na blogu tak jakby zostałam tylko ja. Dominika "odeszła" na kilka dnia. Marcelina nie ma dostępu do komputera w tygodniu i ja ją rozumiem. Natomiast Natalka rzadko kiedy coś tu piszę,bo nie ma weny na dalsze rozdziały "Ciąży Samanthy". Jak napisałam źle to przepraszam,ale jestem ostatnio troszkę roztargniona. Ja nie mam pojęcia kiedy napiszę dalsze przygody,bo potrzebuję małych zmian. To ja tylko tyle chciałam dodać od siebie :)
Paaa,trzymajcie się.

poniedziałek, 24 lutego 2014

Przeprowadzka #3

Rozdział 3
"Pierwszy dzień w nowej szkole"
Mama usłyszała płacz córki. Bardzo się wystraszyła ! Wbiegła do pokoju i zapytała :
-Nie podoba Ci się pokój ?
-Jest piękny.-Rzekła Kornelia.
-To o co chodzi ? Powiedz przecież po to jestem.-Odpowiedziała Anita.
-Zadzwoniłam do Kamila,a on mi powiedział,że... z nami KONIEC ! Znalazł sobie inną.- Powiedziała ze łzami w oczach.
-Przykro mi,mogę Ci jakoś pomóc ?-Zapytała mama.
-Chyba nikt mi teraz nie pomoże.-Westchnęła Kora.
Następnego dnia rano Alex była gotowa do wyjścia. Kornelia jeszcze nie zeszła na dół. Zaczęli się denerwować. Mama ją zawołała. W tej chwili zadzwonił telefon. Mama odebrała :
-Halo.-Rzuciła.
-Przepraszam Cię,zapomniałem Ci powiedzieć,że zabrałem Kornelię do szkoły wcześniej,żebyś nie miała z nią kochanie problemów.-Odpowiedział tata.
-Dzięki. Pa.-Rzekła Anitka i się rozłączyła.
Odetchnęła z lekką ulgą. Już myślała,że coś jej się stało. Zawiozła córkę do szkoły i wróciła do domu. Weszła do środka i zauważyła Kornelię. Pobiegła do niej. Zapytała :
-Nie chcesz poznawać nowych ludzi ?
-Nie !!-Krzyknęła wnerwiona Kornelia.
Alex odeszła obrażona. Do Korneli podszedł jakiś chłopak i powiedział :
-Hej. Jestem Marcin,a Ty ?
-Cześć. Mam na imię Kornelia.-Odpowiedziała dziewczyna.
-Jesteś nowa ?-Zapytał.
-Tak. Nie łatwo jest się przyzwyczaić z nowym miejscem.-Odpowiedziała.
Ciężko było jej cokolwiek wydusić z siebie. Potem poszli na lekcje. Gdy córki wróciły do domu,Alex natychmiast zadzwoniła do swojej nowej przyjaciółki. Kornelia zaczęła myśleć o najgorszych rzeczach. Myślała i myślała....czy ma jeszcze sens żyć ? 

Następny rozdział będzie możliwe,że za kilka dni :) Hmm....głupie to :( Informuję,że mam napisane tylko 11 rozdziałów,a reszty jeszcze nie napisałam. Nie mam dalszej weny. 
Paaaa,do następnej ;p

niedziela, 23 lutego 2014

Rozmowy #11

Rozmowy #11

Zamarłam.
- Daisy... Żyjesz? - spytałam się jej nieśmiało.
- To chyba dobrze, nie? - uśmiechnęła się. - Chociaż po tym, jak położyłaś mnie spać, powinnam mieć na Ciebie focha. 
- Przepraszam Cię, ale...
Zanim dokończyłam swoją wypowiedź, przerwała mi nieznajoma kobieta.
- Później porozmawiacie, najpierw wyjdziemy z tej taksówki.
Po kilku sprawnych ruchach nadgarstkiem pan taksówkarz wypuścił nas tuż obok ulicy, na której znajdował się dom dziewczyny.
Idąc ulicą i wesoło rozprawiając nie myślałam o celu 'uśnięcia' Daisy.
- No, a wiecie, ten taksówkarz skojarzył mi się ze starym panem Smithem - zachichotała nastolatka. - On jest tak wredny i tak kocha swoje pieniądze, że chyba za chwilę postawi sobie i tym jego dolarom pomnik przed domem.
- Nie przesadzaj, jest gorzej - uśmiechała się pod nosem kobieta.
- Kto to właściwie ten pan Smith?
- Nasz sąsiad - odparła spokojnie.
Chwila niedowierzania.
- Nasz? - powtórzyłam.
- Tak, to jest moja ciotka. Opowiadałam Ci o niej, pamiętasz?
Nie...
Skądś ją kojarzę...
Tylko skąd?
Nie widziałam nigdy kobiety, a już twierdzę, że to nie ona.
Te wszystkie wydarzenia chyba odbijają się na mojej psychice dość wyraźnie.
Ale trzeba zachować powagę i przytaknąć;
- Tak, tak. Ja i te moje zaniki pamięci krótkotrwałej...
Trzeba porozmawiać z Daisy.
Teraz.
- Mogę poprosić Daisy na chwilę?
- Tak, oczywiście - uśmiechnęła się przymilnie.
Odciągnęłam dziewczynę na bok, tuż obok krzaków.
- Daisy, coś mi tu nie pasuje...
- Bo to nie jest ta ciotka. Ale mama mówiła, że czeka na mnie niebezpieczeństwo i nie mam walczyć z losem - szepnęła. Teraz dostrzegłam miliony kropelek potu na jej twarzy.
Oszustka jednak musiała przyjść.
- Dziewczyny, chodźmy już do domu!
Nasza śmierć nadchodzi.

Teraz małe info.
W tygodniu, jak mówiłam, nie mogę nawet dotknąć komputera, a ostatnio cierpię na brak weny, dlatego z mojej strony do piątku nic się nie pojawi.
Mam nadzieję, że zrozumiecie - tydzień nieobecności to 4 sprawdziany i pytanie z matmy. s;

Pozdrawiam,
Marcela.

Przeprowadzka #2

Rozdział 2
"Dzień przeprowadzki"
Dzień wyprowadzki nadszedł. Kornelia pakując się nie wiedziała co ma  w tej sytuacji zrobić. Wybiła godzina 9:00. Serce jej zamarło. Samochód od przeprowadzek przyjechał. Kornelia czuła,że musi coś zrobić,ale co ? Alex jako pierwsza wybiegła z domu. Była zachwycona. Przed domem czekali na Kornelię Nikola,Magda i Kamil. Chcieli się z nią pożegnać. Dziewczyna najbardziej się tego bała. Chłopak powiedział :
-Proszę Cię nie przeprowadzaj się.
-Niestety,ale muszę.-Odpowiedziała zrozpaczona rozstaniem Kornelia.
Ona w ogóle nie wiedziała co począć. Odjechali. Chciała się wyrwać,ale to na nic. O godzinie 15:00 byli na miejscu. W pewnym momencie chciała uciec,ale wiedziała,że nie może tego zrobić rodzicom. Okazało się,że przeprowadzili się do Wrocławia,inaczej niż było w planach. Gdy Kornelia wyszła,zapytała się :
-Gdzie jest mój pokój ?
-Na górze,cały czarny tak jak lubisz.-Odpowiedziała mama.
Poszła i gdy go zobaczyła myślała,że to wszystko jej się śni. Uszczypnęła się i już wiedziała,że to naprawdę.
Wszyscy poszli do swoich pokoi. Każdy się już rozpakował,lecz nie Kornelia. Postanowiła zaraz zadzwonić do Kamilka. Gdy skończyli rozmowę była załamana. Chciała się zabić,już to miała zrobić...gdy do pokoju weszła Anita. Uratowała ją ta sekunda. Kornelia już wiedziała,że Kamil ma inną :/

Dzisiaj krótko i na temat. Mam nadzieję,że Wam się podoba. Były tutaj małe przeróbki. 
Paaa :) 
Wasza oddana Klaudia ;3

Rozdział książki, która nigdy nie powstanie

Hej. Dziś dla odmiany moje opowiadanie.
Gadałyśmy z przyjaciółką o moich schizach.

Ja: To co ostatnio zrobiła moja wyobraźnia w mózgu się nie mieści.
Przyjaciółka: a co tam narobiła Twoja wyobraźnia?
Ja: Opowiedzieć Ci?
Przyjaciółka: tak

I tak narodziło się to schizowe opowiadanie.
Nie ponoszę odpowiedzialności za traumy wywołane po przeczytaniu tego.
Miłego czytania :)

Mary, Rose i Simon siedzieli zamknięci w celi, z metalowymi, zardzewiałymi kratami. Simon i Rose siedzieli w milczeniu, smutni, rozglądając się za wyjściem. Mary podpierała się o ścianę. Siedziała w milczeniu. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tak jakby miała już gotowy plan ucieczki. A może nie chciała uciekać? Może chciała "zdechnąć" w tym więzieniu? Nie wiadomo, ciężko było rozgryźć umysł Mary. Nagle wyciągnęła długopis i zeszyt. Otworzyła na czystej stronie i zaczęła pisać. Niestety, nie mogła. Skończył jej się tusz. Spojrzała ukradkiem na Rose, żeby upewnić się, że nie patrzy na nią. Wyciągnęła schowaną pod skarpetką żyletkę. Mary już miała przyłożyć żelazne narzędzie do swojego ramienia, gdy nagle Rose odwróciła głowę w stronę Mary. Rose odruchowo poniosła się i rzuciła się w stronę Mary.
- Zostaw mnie! - powiedziała Mary
Chciała zastosować swoje pole siłowe. Niestety, nie mogła. Próbowała odpychać od siebie Rose, ile dała rady. Jednak nie miała zbyt wiele siły.
- Miałaś już się nie ciąć.
- Potrzebuje tuszu.
- Zawsze znajdziesz dobry pretekst, żeby się pociąć. Nie rób tego!
- Zrobię to, co będę chciała.
Rose i Mary biły się o tę żyletkę. Rose już była tak blisko zdobycia jej. Nagle jednak coś się stało. Rose machnęła za mocno. Rozcięła jedną z żył Mary. Dziewczyna zaczęła jęczeć z bólu. Chwyciła się za rękę i krzyknęła w stronę Rose:
- Widzisz, co narobiłaś?!
Pochyliła głowę i usiadła. Nadal jęczała. Ból nie ustawał. Mary traciła co raz więcej krwi. Nagle obudził się Simon. Jeszcze z posklejanymi oczami zauważył na ziemi wielką kałuże krwi. Szybko się rozbudził i ze strachem w oczach, jak najszybciej podszedł do dziewczyn. Rose miała oczy zalane łzami, nie mogła nic powiedzieć. Czuła się winna. Simon spojrzał na nie i powiedział.
- Co się stało?
Rose nie odwracając głowy w stronę Simona, cały czas płacząc, powiedziała:
- Rozcięłam żyłę Mary. To był wypadek!
I znowu po jej policzkach popłynęły ciężkie łzy. Mary leżała na ziemi, cała we krwi, blada i ledwo żywa.
- Jeśli nic nie zrobimy, Mary straci za dużo krwi. Ona może umrzeć!
Po tych słowach, Rose zakuło serce.
- Przepraszam, cię Mary! To moja wina. Przeze mnie umrzesz!
Mary zemdlała. Rose z przerażeniem spojrzała na przyjaciółkę. Myślała, że nie żyje. Simon próbował ratować Mary, ale bez skutecznie.
Ze spotkania z szefem, wracał Ay. Cieszył się, że znowu może stać na straży. Bał się szefa. Wiedział, ze w każdej chwili może go zabić, za zbyt dobry kontakt z jego więźniami. Był jednym z rebeliantów. Jednak musiał tam pracować. Zbierał informacje dla swojego ruchu oporu. Była w nim również Mary. Dowodziła wszystkim. Ay bardzo lubił Mary. Imponowała mu.
Idąc, zauważył potok krwi. Szedł, a raczej biegł, aby dociec, gdzie jest jego źródło. Był co raz bliżej celi Mary. Bał się, że coś jej się stało. Biegł co raz szybciej, aż dobiegł do celi, w której siedział Simon próbując najróżniejszymi sposobami uratować Mary i zapłakana Rose. Ay szybko wyciągnął klucze ze swojej kieszeni i z trzęsącymi się dłońmi, otworzył celę. Rose odsunęła się, aby zrobić miejsce dla Ay'a. Straciła nadzieję. Mary dzieliły tylko sekundy od tamtego świata. Wszyscy stracili nadzieję. Oboje (Rose i Simon ) siedzieli, upaprani krwią, patrząc z nadzieją na Ay'a. Mary była blada jak ściana. Wyglądała jakby już nie żyła. Ay próbował jak najszybciej zaszyć ranę Mary. Nie wiedział czy to jej pomoże. Utraciła już dużo krwi. Robił wszystko najszybciej jak mógł. Nagle odsunął się od Mary. Usiadł na ziemi i złapał oddech. Przyjaciele zdali sobie sprawę, że to już koniec. Potem Ay wstał i okrył Mary kocem. Zdziwili się. Po czym powiedział do nich:
- Było blisko.
Odetchnęli z ulgą. Simon usiadł obok Mary, czekając aż się obudzi. Rose próbowała się uspokoić. Bardzo się wystraszyła. Myślała, że na zawsze straci Mary. Ay wyszedł pilnować innych cel. Wszyscy czekali aż Mary się wybudzi.

Straszne, nie straszne? Czekam na Wasze komentarze.




sobota, 22 lutego 2014

Ciekawostki o lamach :)


Lamy niestety występują tylko w Ameryce Południowej :c szkoda. To gatunek wielbłąda ( dziwne bo jakoś niepodobna xD ). Są dobrymi pasterzami, może kiedyś kupię se lamę żeby pilnowała i moich owieczek :D
Dlaczego lamy plują? Plują gdy się denerwują. Haha ależ one oryginalne :p

Oto kilka fajnych lam jakie znalazłam:






Lama wzorowa mamusia <33

 lama afro :D






Zakochane lamy: Romeo i Julia <333






Najlepsi przyjaciele. Zawsze razem :)




Taki se dziwny pościk xDDD                                                    








piątek, 21 lutego 2014

Baka-kun~

Hej, hej. Klaudia miała problemy ze swoim kontem google, przez co poprosiła mnie, abym usunęła wszystkie jej posty. Niestety, teraz będzie pisała z innego konta. To tyle z tradycyjnych ogłoszeń.
Jeśli popełniłam błąd w tytule posta, wybaczcie. Mój japoński jest beznadziejny ;-;

Dziękuję wytrwałym dziewczynom, które nadal piszą. Ja staram się jak najczęściej coś wstawić. W międzyczasie myślę też nad opowiadaniem dla Was :) Więc spokojnie czekajcie, opowiadanie na pewno
się pojawi. Mam już kilka "gotowców", ale one nie zasługują na pojawienie się tu. Gnioty z 11 roku życia. Tak, rozczarowałam Was. Podobają mi się te opowiadania, jednak nie są na tyle dobre, żeby tu były Może wstawię kiedyś tutaj jeden mały fragment? Może nie, zobaczy się. Jeśli jednak naprawdę bardzo, baardzo chcecie abym wstawiła tu te śmieci i marne wypociny, napiszcie w komie ;D

Okej, przejdźmy do rysunku:


Nie wiem, co tutaj mogłabym napisać. Parę rzeczy wyszło, parę nie. 

Specjalnie dla Was postaram się więcej pisać. Nie wiem, czy mi się uda. Trzymajcie za mnie kciuki! :)




czwartek, 20 lutego 2014

Przeprowadzka#1

Hej. Chciałam tylko powiedzieć,że ja tu pisałam,tylko konto Google+ mi usunęli. Czemu,to nie powiem,bo to dziwne. To tyle z wstępu.
Rozdział 1
"Niespodziewana przeprowadzka"
Pewnego dnia,gdy Kornelia już wróciła ze szkoły i rodzina była w komplecie,mama rzekła :
-Posłuchajcie córeczki,ale musimy się przeprowadzić.
Kornelia wybiegła z salonu i się zamknęła w swoim pokoju.Natomiast Alex spokojnie zapytała :
-Ale czemu ? Gdzie ? Kiedy ?
-Za miesiąc do Warszawy.-odpowiedziała mama.
Tego dnia Kornelia nie dała rodzicom wytłumaczyć,że nie mają innego wyjścia. Rodzice nie powiedzieli córkom,że Anita jest w ciąży. Kornelia zadzwoniła do Kamila. Odebrał,a ona powiedziała :
-Kamil ! Nie uwierzysz co się stało.
-Uspokój się. Powiedz na spokojnie.-odpowiedział chłopak.
-Wyprowadzam się z Krakowa chyba do Warszawy.-Rzekła Kornelia.
-Ale jak to ? Co ? Dlaczego ?!-Krzyknął Kamil.
Ktoś zapukał do drzwi pokoju Korneli. Rzuciła do telefonu :
-Kończę,paaa !
Do pokoju weszła mama. Usiadła obok córki. Kornelia powiedziała :
-Po co tu przyszłaś ?
-Posłuchaj mieliśmy Wam to później powiedzieć,ale przeprowadzamy się,bo jestem w ciąży.-Odpowiedziała mama.
Kornelia nie wiedziała co miała począć. Długo o tym rozmyślała. Nagle mama zawołała na kolację. Postanowili Alex nic nie mówić o ciąży. Zjedli posiłek w spokoju. Wszyscy się dziwili,że Alex bardzo się ucieszyła z tej przeprowadzki.

 Kilka słów ode mnie :) Jak pisałam już wcześniej tutaj pisałam. Jak to genialna ja musiałam wszystko zepsuć :D
Paaa :)

środa, 19 lutego 2014

Rozmowy #10

Rozmowy #10

- Daisy... Daisy! - wołałam rozpaczliwie. Nie odpowiadała. Zero reakcji.
Co ja narobiłam?
Uśmierciłam właśnie osobę, której to ufałam najbardziej, jeśli chodzi o tę planetę.
Płakałam rozpaczliwie.
Podeszła do mnie kobieta.
- Daisy...? - szepnęła, powoli klękając.
Spojrzałam w oczy kobiety.
Miała na sobie marynarkę, starą bluzkę i jeansy, na które nałożone miała kozaki.
Jej czarne, zadbane włosy musnęły twarz dziewczyny. 
Jej zielone oczy były przepełnione łzami.
Już po mnie.
Zabije mnie.
Zerknęła na mnie ukradkiem.
- Co się stało?
- Powiem pani, tylko zawieźmy gdzieś Daisy, nie chcę, żeby ona umarła, ona nie może umrzeć, ja sobie sama nie poradzę, znałyśmy się od może godziny, może paru godzin, nie chcę jej stracić, nie chcę, nie chciałam nic zrobić... - krzyczałam jak opętana, wykrzykiwałam chaotycznie zdania. - To ja, niech pani mnie zamorduje, proszę, niech pani mnie zabije, chcę być obok matki, ale nigdy nie będę, będę się smażyć w piekle, a Daisy będzie w niebie, ona mnie uratowała...!
Kobieta chwyciła mnie za ramię.
- Spokojnie, uspokój się - powiedziała spokojnie. - Nie płacz, Daisy trzeba zawieść do szpitala. Szybko.
Otarłam łzy.
- Dobrze.
Wsiadłyśmy w taksówkę. Kierujący autem mężczyzna, gdy zobaczył banknot, przyspieszył - tak, jak go o to prosiliśmy. Jechaliśmy w zawrotnym tempie, a mniej więcej w połowie drogi usłyszałam wdzięczny głos nastolatki;
- Gdzie ja jestem?
ZNÓW BEZ CYTATU.
AVE MOJA MAMA.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozmowy #9

Rozmowy #9

- Co to było?
Spojrzałam na Daisy. Biedaczyna, była cała blada. Oddychało jej się chyba jeszcze gorzej.
- Nie wiem - szepnęłam. - Ale cokolwiek to było, nie miało w stosunku do Nas pokojowych zamiarów.
- Ani nie było... Ziemskie - dodała.
Nastała chwila ciszy. Nie puszczałyśmy swoich rąk, trzymaliśmy je może nawet jeszcze mocniej niż wcześniej.
- Dobra, za chwilę nie wytrzymam, co to, kurwa było?!
Przez chwilę analizowałam, do czego tak właściwie doszło.
Chciała nas zamordować istota z innego wymiaru, wyglądająca jak postać z horroru.
Dla uściślenia, chciała nas zadźgać nożem.
Po ucieczce okazało się, że mamy jakąś moc wytwarzanie otoczki...
A Daisy zna niecenzuralne słowa, o których tutaj nie napiszę.
Czyli wychodzi na to, że albo to była prawda, albo się naćpałyśmy.
- Jaki dziś dzień tygodnia?
- Wtorek.
Wymieniłyśmy znaczące spojrzenia.
- Tylko jak tu zasnąć?
- Hm... - mruknęłam. - Co Cię usypia?
- No właśnie nic.
Gorączkowo myślałam, co zrobić, żeby nastolatka poszła spać w biały dzień.
Wiem.
- Tylko taki... Normalny sen? - spytałam się.
- A jaki jest nienormalny?
- Taki, gdy trafiasz do szpitala.
Jej mina wyrażała strach z moich słów.
- Jednak jesteś gangsterem?
Zachichotałam nieudolnie.
Jak mogłam się śmiać w takim momencie?!
- Nie, źle mnie zrozumiałaś.
- A więc jak mam inaczej zasnąć?
Zastanowiłam się jeszcze przez moment. No ale jak nie tak, to jak?
- Tylko się nie fochnij za to, co zrobię.
- A co chcesz mi zrobić?
- Ogłuszyć.
Uderzyłam ją w spektakularny sposób - nauczono mnie tego na kursie samoobrony. Nim się spostrzegłam, Daisy leżała na zimnym chodniku.
Przez chwilę bałam się, że ją zabiłam.
Nie oddychała.
Zastygłam.
Tym razem z cytatem. :P
~ Kiedy człowiek zabije tygrysa, nazywa to sportem, ale gdy tygrys zabija człowieka, nazywa się to okrucieństwem.
When a man wants to murder a tiger, he calls it sport; when the tiger wants to murder him, he calls  is ferocity.

Marcela.


niedziela, 16 lutego 2014

SeeU i Gumball

Hej. Dziś wyjątkowo wstawię swoje 2 prace, gdyż jedna jest dzisiejszą pracą do notki, a druga... nawet nie wiem czy nazywać to pracą. Narysowałam to w 3 minuty.

Rysunek nr 1 SeeU:



Dlaczego 2 zdjęcia? Gdyż praca na pierwszym zdjęciu była niedorobiona. A jakość drugiego obrazka aż pali w oczy. Więc wstawiłam dwa zdjęcia.
Na rysunku jest SeeU, vocaloid. Praca została wykonana na konkurs ( w którym zdobyłam 3 miejsce :) ).
Jest to fanart, nie przerysowywałam tej pracy. Myślę, ze wyszło ładnie, oprócz tych niepotrzebnych kresek po prawej stronie. No, ale żadna moja praca nie jest w 100% idealna.

Rysunek nr2


Jak chyba widać, jest to Gumball. Na pewno kojarzycie. :> Narysowałam go w jakieś 3-5 minut. Tak wiem, szybka jestem xd Ale chyba widać, że nie rysowałam go długo. Jedynie udało mi się go odwzorować i o tylko tyle mi chodziło.


To tyle. Jak Wam się podobają? Mnie... nawet :3 


Rozmowy #8

Rozmowy #8

- Daisy, choć, bo Ci dupę przetrzepię!
- Lea... - wydusiła zasapana. - Ty chyba chcesz przeżyć?
- Nie - odparłam. - Nie wiem, czy pamiętasz, ale nie tak dawno temu chciałam popełnić samobójstwo.
Daisy uśmiechnęła się na te słowa.
Przycupnęłam obok niej, twarzą do zbliżającej się zjawy.
- Gotowa? - spytała.
Chwila wahania.
- Gotowa.
Na moje słowa chwyciłyśmy się za ręce.
Upiór był bliżej.
I bliżej.
I jeszcze bliżej...
Był już parę metrów przed nami. Wyciągnął swój okrwawiony nóż - symbol naszej zguby.
Wydawało się, że dzieli od śmierci dzieli Nas dźgnięcie nożem.
Lecz nagle stało się coś...
Dziwnego?
Niespotykanego?
Magicznego?
Między nami utworzyła się otoczka, której ściany były jakby zastygła woda.
To było niczym strumyk.
Płynęło, ale tylko wokół nas...
Nie wiem, jak to opisać.
Tego chyba nie można opisać.
A przynajmniej ja nie potrafię powiedzieć, jakie to było niesamowite.
Do tego za utworzeniem się tego niby domu, niby okręgu, zjawa wrzasnęła przeraźliwie:
- Girono henistis!
Jego postać zaczęła zanikać...
Zupełnie jak ta matki.
Gdy znów znaleźliśmy się wśród żywych, razem z Daisy nadal siedziałyśmy na chodniku.
Przerażone, wpatrywałyśmy się w nicość.
Dziś znów bez cytatu (mama).
Chcę tylko wspomnieć, że pierwsze zdanie zaproponowała mi Dominika, której ślę pozdrowienia. :3

Marcela.

sobota, 15 lutego 2014

Rozmowy #7

Rozmowy #7

Dziewczyna spojrzała na mnie z nienawiścią.
- Wiem, że może to się wydawać głupie, ale nie musisz się śmiać.
- Nie śmieję się - odparłam spokojnie. - Ja... Wiem, jak to jest.
- Taak - prychnęła. - I tylko tak przypadkiem okłamujesz mnie, żeby ubarwić sobie opinię. 
Tego już za wiele. Ja nie kłamię. 
NIE KŁAMIĘ.
- Kiedy do Ciebie dotrze, że nie tylko Twoje życie złazi na psy?! - wybuchnęłam.
- Ehm...
- No powiedz! Powiedz, gdzieś mam to, co twierdzisz o moich...
- Ale Lea...
Nie zauważyłam, że wzrok Daisy utkwił w jednym punkcie za moimi plecami.
- Nie masz prawa, nie masz! Nie możesz mnie osądzać, osądzać...
- LEA, ZA TOBĄ!
Odwróciłam się.
Ledwo co uniknęłam dźgnięcia nożem przez zamaskowanego mężczyznę.
Przez moment stałam, jakby mnie zamurowało.
Zapamiętałam jego przenikliwy wzrok i małe, lśniące oczy. Miał tak bladą skórę, że najprościej byłoby porównać ją z papierem, całą obryzganą krwią, z ciemnymi plamami. 
Jego dłonie były...
Wprost nie do opisania.
Miał długie palce, a pazury wielkości małego palca. Cale zżółknięte.
Był ubrany w długi, czarny płaszcz - od stóp, do głów. Ponadto jego szyję opatulał szalik, a jego głowę... Ozdabiała czarna czapka? Nie, to się kupy nie trzyma. Ta czapka była okropna, rodem z horroru - przede wszystkim ze względu na właściciela.
Z transu obudził mnie przeraźliwy krzyk Daisy:
- UCIEKAJMY!
Pociągnęła mnie za ramię, zresztą, Bogu dzięki - co stałoby się, gdyby dziewczyna nie stała przy moim boku i nie pomogła mi uniknąć śmierci?
Tak, śmierci.
Anioły czy matka tak nie wyglądają.
No, chyba, że to anioł śmierci, a Twoją matką jest Kate (zauważam pewne podobieństwo do mojej przyszłej macochy).
Biegłyśmy, ile sił w nogach. Daisy, tak jak w moich mniemaniach, była znakomitą biegaczką.
Szkoda, że krótkodystansową. 
Zdechła na pierwszym skrzyżowaniu.
Kiedy upadała, nie wiedziałam, co się dzieje.
- Dziewczyno, wstawaj!
Upiór przesuwał się w naszą stronę.
- On tu jest!
Spojrzała na mnie.
- Nie mam siły. Ty już biegnij.
A nasz nowy kolega przybliżał się z niesamowitą prędkością.
Jaką decyzję podejmie Lea?
Podpowiem, że to od niej zależy życie dziewczyny.

Mały spoiler ode mnie. Nie wiem czemu, ale dziś mam spoileromanię. xd :3

Dziś bez cytatu, bo muszę natychmiastowo kończyć. :c

Marcela.



piątek, 14 lutego 2014

Rozmowy #6

Rozmowy #6

- Wierzysz mi? - zdziwiłam się. - Wierzysz, że jestem wariatką, czy wierzysz w moje słowa?
- W twoje słowa - odparła spokojnie. - Chyba jesteś gotowa na szczere wyznanie?
- Zawsze, wszędzie, o każdej porze.
Westchnęła, po czym zaczęła mówić.
- Trzy lata temu moja matka zginęła w wypadku samochodowym. Wracała z pracy, kiedy potrącił ją samochód. Też próbowałam się zabić, ale nie wyszło - wylądowałam w szpitalu. Od tego czasu matka ukazuje mi się we śnie. Raz na tydzień. Zawsze we wtorek. I mówi mi, żebym nie wątpiła. I wspiera w trudnych momentach. I czasem płacze, gdy znów myślę o samobójstwie. A gdy te myśli odpływają, widać uśmiech na jej twarzy. Ona... Chyba chce mi pomagać w podejmowaniu decyzji swoim zachowaniem. Wie, że ją widzę - ja wiem, że mnie widzi. I, ku mojemu zaskoczeniu, dziś kazała mi pójść na spacer. Wydawało mi się to niewiarygodne, ale poszłam. Nie chciałam jej unieszczęśliwiać. Wiedziałam, że chcę pojechać na stary most, nie wiem, skąd. To było we mnie. 
Odetchnęła.
Instynkt mnie nie zawiódł, tam byłaś ty. Moje nogi same porwały się do biegu, a mój głos...? Matka. Widzę ją co wtorek. I z nią rozmawiam. To znaczy, ona mówi więcej, a ja słucham i rozkoszuję się jej anielskim głosem.
Zamarłam. Utkwiłam wzrok w parze jej oczu.
Nie były takie, jak przedtem. Przed chwilą przepełniała je radość, a teraz smutek zagościł w jej sercu; przeniosło to się na oczy.
Podeszłam i przytuliłam biedaczkę, której kapnęła łza.
Jedna.
Druga.
Trzecia.
- Już - szepnęłam. - Muszę Ci zadać kolejne pytanie.
Spojrzała na mnie.
- Co z ojcem?
- Żyje. Ale często nie ma go w domu. Raz na tydzień wraca na noc. Mieszkam...
- Sama?
- Nie waż się tak mówić - uśmiechnęła się delikatnie. - Mieszkam z jego nową żoną. Ale ona jest dobra, chociaż tata ją bije i regularnie zdradza, kocha go ponad życie. Zawsze dodaje, że nie chciałaby, żebym mieszkała z nim. Sama.
- Jesteśmy w podobnej sytuacji.
1. Ogłoszenie parafialne.
Przepraszam, że tak mało dzieje się w tych 'Rozmowach', ale spowodowane to jest moim wyjazdem do babci.

Dziękuję za przeczytanie. c;

~ Przyszłość zaczyna się dzisiaj, nie jutro.
The future starts today, not tomorrow.
Karol Wojtyła, in. Jan Paweł II.

Marcela.




czwartek, 13 lutego 2014

Mei

Hej. Dziękuję, że w trakcie braku notek z mojej strony, Marcelina zajęła się blogiem. Niestety, Klaudia na pewien czas opuściła nasz blog. Mam nadzieję, że szybko wróci.
Nie będę się tłumaczyła jakoś... nie wiadomo jak, brakiem notek. Kiedy pisałam posty codziennie, miałam pierwszy tydzień ferii. A teraz już chodzę do szkoły i nie mam możliwości takiego częstego pisania.  Niestety.
Mam fajny pomysł na moją książkę (czy opowiadanie, nazywajcie to jak chcecie). Jak będę miała czas, napiszę początek i wstawię na bloga.
Bardzo się cieszę, że blog ma ponad 500 wyświetleń. Dziękuję Wam za to, mam nadzieję, że będzie ich więcej :) I mam taką prośbę do Was. Komentujcie nasze notki. Nie musicie pisać nie wiadomo jakich wypracowań, wystarczy nam zwykłe "Super" "Fajne :)" bylebyście pozostawili po sobie jakiś ślad. To tyle.

Dobra, koniec ogłoszeń, przechodzę do rysunku.



Na rysunku Mei Misaki z "Another". Nie udało mi się (no dobra, nie chciało mi się) zrobić zdjęcia aparatem, przez co skorzystałam ze skanera. No, ale trudno. 
Myślę, że ładna praca mi wyszła. Wzorowałam się na innej pracy, ale to szczegół :D Próbowałam trochę "zabawić się" światłem na włosach. Nie wiem, czy mi wyszło, ale myślę, że bez tego praca wyglądałaby gorzej. Moje zdanie, może Wy macie inne :s 
Chciałam narysować poważną, a wyszła mi smutna. Ale przynajmniej oddaje jej charakter. 


Nie mam pojęcia, co dla Was mogłabym narysować. Mam jeszcze kilka prac dla Was, a także przypomniała mi się taka stara, którą oddałam dla rodzeństwa. Sfotografuję ją i wstawię :3 Jeśli macie jakieś fajne pomysły, które mogłabym zrealizować w moich pracach, piszcie w komach. Czytam każdy (:





Rozmowy #5

Rozmowy #5

- Cicho, moja droga - powiedziała mama. - Porozumiewamy się telepatycznie, nie mów nic na głos.
- Mamo...
Wpatrywałam się w postać zmarłej. Wyglądała jeszcze piękniej niż za życia, a to chyba niemożliwe. Jej piękne, rude pukle układały się tak, żeby zakryć twarz matki, a jednocześnie, żeby umożliwiony był kontakt wzrokowy. Te jej oczy... Piękne, błękitne oczy, niczym głębina...
Miała na sobie długą i nieskazitelnie białą szatę i strzeliste skrzydła nawet bielsze niż ubranie. A na szyi miała swoją ulubioną apaszkę - białą, w różowe wzory, rozwianą, nie związaną.
- Skarbie. Pozwól, że to ja będę mówić - uśmiechnęła się. - Wiem, że pewnie nie uwierzysz, ale nie chcę, żebyś w tak młodym wieku przeżywała to, co ja. Nie po to dałam Ci życie, o które ciężko walczyłam, żebyś Ty je po prostu zmarnowała. A i śmierć nie rozłączy mnie i Ciebie. Miłość, która trwała, trwać będzie. A pamięć przetrwa.
- Ale... Ja tak tęsknię... 
- Przeżywam to samo, co ty. Ale największą radość sprawi mi, gdy zobaczę, jak się śmiejesz, cieszysz życiem, zdobywasz przyjaciół, rozwijasz. Nie to, jak cierpisz, płaczesz - z mojego powodu. Czuję się wtedy winna - odparła. 
- Ale...
- Jesteś bardzo mądra i wrażliwa - zrozumiesz.
- Mamo... Nie odchodź - wyszeptałam 'telepatycznie'.
- Ty już to wiesz, to jest gdzieś w Tobie.
- Mamo...
- Zrozumiałaś to przed dawien dawna, ale ukryłaś ten fakt, że się z tym pogodziłaś. Nie chciałaś mnie zranić.
- Nie, mamo...
- Tylko pamiętaj, że Cię kocham. I nie przestanę.
Po tym zdaniu postać mamy rozpłynęła się.
A świadomość przywrócił mi głos Daisy.
- Lea, co zamawiasz?!
Właściwie, to był to krzyk. Tak, był to krzyk.
- A co mogę?
Zmroziła mnie swoim wzrokiem.
- Ona bierze kakao i bułkę z dżemem porzeczkowym - powiedziała. - Dziękuję bardzo.
- To ja dziękuję - uśmiechnął się zalotnie kelner.
Gdy tylko odszedł, dziewczyna fuknęła:
- Jak ty się zachowujesz?!
- Już ci mówię.
Przez chwilę nie wiedziałam, czy mam jej powiedzieć prawdę.
Serce wzięło górę.
- Tylko nie uznaj mnie za wariatkę.
- Już nią jesteś.
Puściłam koło uszu tą uwagę.
- Przed chwilą rozmawiałam telepatycznie z moją zmarłą matką, którą widziałam stojącą przy ścianie kawiarni.
Nastolatka spojrzała na mnie z powątpiewaniem. 
- Serio?
- Tak. Nie jestem aż tak przebiegła, żeby takie coś wymyślić.
Krępująca chwila ciszy.
- Wierzę Ci.

~ Jesteśmy z tego samego materiału, co nasze sny.
We are such stuff as dreams are made on.
~ William Shakespeare ( Szekspir ).

Marcela.


środa, 12 lutego 2014

Rozmowy #4

Rozmowy #4

- No. Może teraz dowiemy się o sobie trochę więcej? - zaproponowała nieznajoma. Myślę, że mogę tak o niej mówić, bo od około dziesięciu minut wiedziałam o istnieniu dziewczyny. - To ja zacznę. Dlaczego chciałaś się...
- Cicho! - burknęłam, zasłaniając ręką twarz Daisy. 
- Spokojnie! Twoja starszyzna chyba Cię nie śledzi? - zachichotała pod nosem.
Przez chwilę chciałam powiedzieć, że 'tak i owszem', ale zorientowałam się, że jem właśnie śniadanie z obcą mi nastolatką, której nie chciałam zdradzać szczegółów mojego życia.
- Nie. Ale od ostrożności się nie umiera.
- Od szczerej rozmowy też nie.
- Gangsterom szczere rozmowy często nie uchodzą na sucho.
I znów ten sam śmiech. Gdybym była mężczyzną, mogłabym się w Daisy zakochać. Ale nie byłam żadną tego typu poczwarą, lesbą też nie, więc darujmy sobie wywodów na temat, jaka to Daisy bohaterska, piękna, zaradna.
- Szczerze? Nie przypominasz mi gangstera.
Zmroziłam ją wzrokiem.
- Cieszę się, że tak mówisz.
Nastolatkę widocznie bawiła cała ta sytuacja, bo jej chichot dawał się we znaki.
Chyba, że chciała się popisać czarującym śmiechem przystojnego typa obok.
Wykazywał zainteresowanie.
- Myślisz, że jestem płytka? - mówiąc to przyjęła pozę oznaczającą, że stawia mi wyzwanie. Niczego się nie boi, w domyśle.
Musiałam się porządnie zastanowić, co odpowiedzieć tej dziewczynie.
Przejmie się moją opinią?
Potraktuje ją jak zeszłoroczny śnieg?
Do Daisy bardziej pasowałoby mi to drugie, ale ja tej dziewczyny nie znałam, a nie ocenia się książek po okładce.
Jednak zdecydowałam się na dość miłą szczerość.
- Nie mogę tego stwierdzić, bo jak na razie wiem tylko, że masz na imię Daisy, jesteś bezczelna i uratowałaś mi życie. I mniemam, że moja opinia będzie dla Ciebie równie ważna, jak to, ile stopni jest właśnie w Texasie.
- Hm - mruknęła. - Zadowalająca opinia. Mogę z Tobą zjeść śniadanie.
Spojrzałam na nią ze zdziwieniem.
- Że co, proszę?
- W mojej rodzinie utrwalił się zwyczaj, że jemy tylko z ludźmi myślącymi o nas dobrze. To chyba nie jest dziwne? - podniosła wymownie brew.
Zapomniałam. Idealnie podniosła brew - tak, żeby wymusić na mnie odpowiedź.
Ja jednak jestem uodporniona w 99 % na takie znaki. Nigdy nie daję tych 100 % - zawsze coś musi być na sytuację awaryjną.
- Każda rodzina ma jakieś wymagania.
I znowu ten boski śmiech, który doprowadzał mnie do szału, jednocześnie kojąc moje nerwy napinające się na postać Daisy.
- Śniadanie dla pań? - do stolika podszedł młody mężczyzna w moim wieku. 
- Tak, to chyba dla Nas...
Dziewczyna podrywała faceta, a ja wpatrywałam się...
W ścianę?
Pewnie tak to wyglądało, ale nie.
Moim oczom ukazała się matka.

~ Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło.
Never fear shadows, for shadows only mean there is a light shining somewhere near by.
~ Oscar Wilde, strona trzceia, drugie od końca. c:

Marcela.



wtorek, 11 lutego 2014

Rozmowy #3

Rozmowy #3

Obudziłam się następnego dnia, było około szóstej nad ranem. W domu panowała taka cisza, jakby budynek ten niezamieszkiwany był od (co najmniej) lat.
- Teraz albo nigdy - pomyślałam. Nie zwlekałam, chciałam jak najszybciej dołączyć do matki. Móc być znowu obok niej. 
Ubrałam się w ciuchy leżące na podłodze - były świeże, o to się nie martwcie. Po prostu po rewolucji z tatą w roli głównej mój pokój wyglądał tak, jakby stał na trasie jakiegoś tornada.
Przez chwilę nawet przejmowałam się, jak to posprzątam.
Ale później przypomniałam sobie, co należy zrobić. Co miałam w planach wykonać. A wszystkie troski zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
Wyszłam z pokoju, a po ziemi stąpałam tak lekko, jak tylko mogłam - nikt chyba się nie domyśla, że właśnie wychodzę z domu.
Gdy tylko znalazłam się na dworze, wsiadłam na rower.
Moim celem był most River, znajdujący się nad rzeką Phil.
Droga zajęła mi dużo czasu, bo ok. 30 minut intensywnego pedałowania.
Pędziłam jak szalona, wymijając to poszczególnych ludzi, dla których niestraszny był wczesny ranek. Minęłam 3 staruszki, 4 kobiety, 2 mężczyzn i 2 dzieci poruszających się po Beckham'Street. Nikt nie spodziewał się, że idę spotkać się z matką.
Po długiej  drodze wreszcie moim oczom ukazał się most.
Nikt przez niego nie przechodził chyba przez wieki.
Im bardziej tajemnicze miejsce do popełnienia samobójstwa, tym lepsze.
Odrzuciłam rower. Nie obchodziło mnie, gdzie jest. Kierowałam się. Mogło obok dojść do bójki. Wypadku. Ale mnie to nie obchodziło.
Już się wychyliłam, gdy nagle coś mnie zatrzymało.
Spojrzałam w dół i dość porządnie mnie zemdliło.
Kto wie?
Gdyby nie to, że stanęłam, zamiast skakać, może rzeczywiście zrobiłabym coś, czego tak naprawdę nie chciałam robić? Co robiłam wbrew sobie?
Bogu dzięki Daisy.
- Co z tobą jest?! Skacz! - wołałam w myślach, ale nogi odmawiały posłuszeństwa.
Jeszcze raz.
Zamknęłam oczy.
Nogi przestały sprawiać opór.
Ale drogą musiała przejeżdżać pewna dziewczyna w moim wieku. Krew w jej żyłach zmroziła się, gdy zobaczyła mnie, stojącą przy moście.
- Nie! Stój! - wykrzyknęła i podbiegła, powalając mnie na podłoże mostu.
Spojrzałam na nią z wściekłością, a jednocześnie z wdzięcznością.
- Czemu to zrobiłaś? - wydukałam, patrząc na dziewczynę.
Miała blond włosy lekko upięte w kok i była ubrana na sportowo. No i na ręce miała skórzaną bransoletkę wysadzaną ćwiekami. 
Wpatrywała się we mnie za pośrednictwem swoich błyszczących, zielonych oczu.
- Instynkt? - uśmiechnęła się pewnie. - Daisy. Uratowałam ci życie, możesz mi być wdzięczna.
- Lea - podałam dłoń, którą ona wcześniej wystawiła.
- Po takim stresie dobrze ci zrobi chyba śniadanie w HoldBreakfast. Mają pyszne kakao i jajecznice - zaproponowała, cały czas się uśmiechając.
- Zgoda - odparłam, po czym wstałam, wsiadłam na rower i wraz z nowo poznaną dziewczyną pojechałam w kierunku miasta.
Czyli inaczej w kierunku wschodzącego słońca.

~ Doświadczenie - nazwa, jaką nadajemy naszym błędom.
   Experience is the name that everyone gives to his mistakes.
~ Oscar Wilde - cyt. 1 ze strony 2.

Dziękuję za przeczytanie - ta część ewidentnie mi nie wyszła. ;-;
Marcela.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozmowy #2

Rozmowy #2

- Kate? - spojrzałam w jej stronę.
- Tak?
- Sp*erdalaj.
Nim do zaręczonych dotarło, co powiedziałam, byłam już w pokoju - bezpieczna. A przynajmniej na chwilę.
Tata dał mi czas tylko na chwilę wytchnienia. Wtargnął do pomieszczenia, a jego mina mówiła, że albo to on wyjdzie z poirytowania, albo to ja już nie wyjdę z  pokoju.
- Nie wiedziałem, że jesteś taką gówniarą! Tak klnąć do właśnej matki...?! Rozwydrzony bachor, tylko tego mi brakowało! - wrzeszczał bez opamiętania. - Skąd się bierze to twoje szczeniackie zachowanie?!
- Zostaw mnie - burknęłam.
- Jeżeli myślisz, że masz nade mną jakąś władzę - zaczął, - to się mylisz! I tak wyjdę za Kate, nie masz tu nic do powiedzenia! I nawet nie marz o tym, że zmienię zdanie, bo będziesz wyjątkowo mocno rozczarowana!
Nie mogłam wytrzymać tych słów.
- Ty naprawdę chcesz całkiem zepsuć moje życie?! Co ty do niej czujesz, dlaczego ją kochasz, wytłumacz mi! - domagałam się.
- Kocham Kate najmocniej, jak tylko można! Nikogo nie kochałem tak, jak ją!
- Czyli już zapomniałeś o matce?!
- Katie jest dla mnie teraz ważniejsza niż jakiś trup!!!
Tego już za wiele.
Za wiele.
- JESTEŚ SKOŃCZONYM DEBILEM. KOCHASZ JAKĄŚ SFRUSTROWANĄ IDIOTKĘ ZAMIAST KOCHAĆ NAJWSPANIALSZEGO TRUPA, KTÓREGO WYDAŁ ŚWIAT!!!
- Jak się odnosisz do ojca?!
- Ojca? OJCA? OJCA?! NIE MASZ PRAWA BYĆ MOIM OJCEM! OJCIEC NIGDY NIE WYDAŁBY MATKI!!!
- Nie wrzeszcz. Co zamierzasz teraz zrobić, hę?
- Ucieknę. Zabiję się. Nie wiem, cokolwiek, żebym nie musiała patrzeć na ciebie i na Kate!
- Taki plan?!
- Tak! Każdy byłby chyba lepszym ojcem od ciebie!!!
Te ostatnie słowa musiały mocno go zdenerwować. Nie, nie zranić. Jak można zranić kogoś bez serca, a jeśli z sercem, to z twardszego materiału niż diament?
- Wiesz co? ZABIJAJ SIĘ. Gówno mnie to obchodzi. Kate jest dla mnie najważniejsza.
Spojrzałam na niego z obrzydzeniem.
- Gorszym człowiekiem być nie mogłeś?
Słowa te, niestety, doprowadziły mnie na srogą karę. Po spraniu mnie przez tatę nie wiedziałam, co mnie nie boli.
Mocno zdenerwowany wyszedł, trzaskając drzwiami.
Jak na komendę zaczęłam płakać.
Ale wiedziałam, że nie jestem sama.
Była przy mnie mama. Czułam jej dłoń na ramieniu, a jej wdzięczny głos brzmiał w moich uszach. Czułam wanilię, ulubiony zapach mamy.
- Mamo... - zaczęłam - jutro będziemy już razem.
Po tych słowach usnęłam.
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Tutaj tylko parę słów ode mnie. 
Po pierwsze.
Rozmowę musiałam troszku ocenzurować. No coo, wczułam się w rolę. xd
Po drugie.
Myślę, że pod moimi wpisami będę dawała po jednym cytacie, aż się nie skończą. Jeżeli pomysł się podoba, to... Się cieszę. *=* xD

~ Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość.
   If you want to make God laugh, tell him about your plans.
~ Woody Allen, pierwszy cytat ze strony pierwszej. 

Dzięki za przeczytanie,
Marcela.