Rozmowy #12
Szliśmy.
W naszych opuszczonych nisko głowach kotłowało się tak wiele myśli, emocji...
Tak naprawdę nie było tam nic.
Niezmierzona pustka.
Czasem może wydawało się, że jest jakieś rozwiązanie.
Huh, te pozory.
Kobieta nadal zgrywała ciotkę, a Daisy idealnie udawała, że całkowicie wierzy oszustce.
Ja tylko uśmiechałam się.
Na nic więcej nie było mnie stać - prawdopodobnie osoba, do której się uśmiecham, była moją zgubą.
To i tak zbyt wiele.
Byliśmy już przy eleganckiej, już wręcz 'maleńkiej willi'.
Na samo jej utrzymanie, nie licząc jedzenia itp., pan domu musiałby pracować po... 20 godzin w tygodniu przez 6 dni?
Nie starczyłoby na panienki do towarzystwa.
Dom był urządzony w stylu... Bodajże hiszpańskim (ciepłe kolory ścian, styl mebli, itp.). Był wprost piękny, aż brakło słów, by opisać ekstrawagancję tego miejsca.
Nie zważajmy jednak na urodziwość tego miejsca, które za niedługo miało stać się piekłem.
Miejscem mojej śmierci.
Daisy posłała mi ukradkowe spojrzenie.
- Przepraszam.. - szepnęła. - To wszystko przeze mnie...
- Nie - zaprzeczyłam stanowczo. - To wina twojego ojca uprowadzającego się z dziwkami.
- Co? - niedowierzała. - Co ma mój ojciec do tego...?
- Ta baba jest jego... Kobietą, a sam ojciec stoi w oknie.
Daisy nie dowierzała.
- Zabiję go kiedyś.
Ruszyła dzielnie.
- Daisy, co ty, kurczę, robisz?! - próbowałam powstrzymać dziewczynę, ale bez skutku. Nastolatka wyrwała się, po czym pewnie wtargnęła do domu.
Nie zdążyłam załapać, że Daisy poszła na śmierć, usłyszałam rozmowę z jej ojcem.
- Ty zawsze musisz te panie za sobą wysyłać?! - krzyknęła pretensjonalnie. - Nie mów, że się o mnie, kurwa, niepokoiłeś, bo Ci i tak nie uwierzę.
- Ej, skarbie, tatuś się relaksuje, daj pięć minut...
- Powstrzymuję się, żeby nie wyrzucić tych twoich chodzących cycków za okno - fuknęła.
Kobiety chyba udawały urażone.
- Zazdrościsz, bo my możemy dawać swoje ciało tak genialnemu mężczyźnie jak pan Willis... - pogłaskała po klacie mężczyznę.
- Ona tylko udaje debilkę? - zwróciła się do rozpieszczanego.
- Nie - uśmiechnął się facet.
- Urgh - mruknęła.
Światełko w tunelu...
- A gdzie mama?
- Tam, gdzie będziesz Ty...
Strzał.
I znów zamarłam.
Dziękuję za przeczytanie - mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że nie mogłam pisać w tygodniu.
Przepraszam serdecznie.
I życzę miłego weekendu. :3
Marcela.
♥
Nie zważajmy jednak na urodziwość tego miejsca, które za niedługo miało stać się piekłem.
Miejscem mojej śmierci.
Daisy posłała mi ukradkowe spojrzenie.
- Przepraszam.. - szepnęła. - To wszystko przeze mnie...
- Nie - zaprzeczyłam stanowczo. - To wina twojego ojca uprowadzającego się z dziwkami.
- Co? - niedowierzała. - Co ma mój ojciec do tego...?
- Ta baba jest jego... Kobietą, a sam ojciec stoi w oknie.
Daisy nie dowierzała.
- Zabiję go kiedyś.
Ruszyła dzielnie.
- Daisy, co ty, kurczę, robisz?! - próbowałam powstrzymać dziewczynę, ale bez skutku. Nastolatka wyrwała się, po czym pewnie wtargnęła do domu.
Nie zdążyłam załapać, że Daisy poszła na śmierć, usłyszałam rozmowę z jej ojcem.
- Ty zawsze musisz te panie za sobą wysyłać?! - krzyknęła pretensjonalnie. - Nie mów, że się o mnie, kurwa, niepokoiłeś, bo Ci i tak nie uwierzę.
- Ej, skarbie, tatuś się relaksuje, daj pięć minut...
- Powstrzymuję się, żeby nie wyrzucić tych twoich chodzących cycków za okno - fuknęła.
Kobiety chyba udawały urażone.
- Zazdrościsz, bo my możemy dawać swoje ciało tak genialnemu mężczyźnie jak pan Willis... - pogłaskała po klacie mężczyznę.
- Ona tylko udaje debilkę? - zwróciła się do rozpieszczanego.
- Nie - uśmiechnął się facet.
- Urgh - mruknęła.
Światełko w tunelu...
- A gdzie mama?
- Tam, gdzie będziesz Ty...
Strzał.
I znów zamarłam.
Dziękuję za przeczytanie - mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że nie mogłam pisać w tygodniu.
Przepraszam serdecznie.
I życzę miłego weekendu. :3
Marcela.
♥