wtorek, 28 stycznia 2014

Ciąża Samanthy #1

Hejka! Oto moje pierwsze na tym blogu opowiadanie. Mam nadzieję, że się wam spodoba ;) Życzę miłego czytania.



Ciąża Samanthy # 1


Samantha, smukła i wysoka dziewczyna o jasnych blond włosach i ciemno zielonych oczach siedziała na kanapie w salonie jakby była w nią wrośnięta. Bała się tego  spotkania. Ręce jej się trzęsły, a serce waliło jak szalone. Zrobiło jej się nie dobrze. Nie wiedziała czy to ze stresu czy z....
- Czego chcesz? Czemu chciałaś się spotkać? - jego zimny i niski głos dotarł do jej uszu. Podniosła głowę i spojrzała na niego z obrzydzeniem. Nie czuła już strachu tylko jedynie wstręt do niego. Mimo to nie dała rady wydusić ani jednego słowa.
- No czego chcesz?! - powtórzył gniewnie Eric.
Był on byłym chłopakiem Samanthy. Nieziemsko przystojny, marzenie każdej dziewczyny. Kruczoczarne włosy, błękitne jak fale oceanu oczy, szczupła sylwetka.
- Mamy problem - powiedziała ledwo słyszalnie Samantha.
- Co się znowu stało! - Eric nadal był wkurzony.
- Jestem....... w ciąży.
- Weź mnie nie denerwuj dobra?!
- To nie są jaja - krzyknęła rozwścieczona.
- No to w takim razie jesteś kretynką. Jak mogłaś do tego dopuścić?! Nie zabezpieczałaś się czy jak?? Ty w ogóle myślisz?!
- Przestań! Jak kiedyś mogłam z tobą chodzić?! Jesteś potworem.
- No trudno!! Ja w każdym razie nie zamierzam go wychowywać, a nawet się do niego przyznawać.
- Jesteś najgorszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała!
- I vice versa!
- Wiesz co?! Byłoby najlepiej gdybyś już sobie poszedł!
- Nie tak szybko kochana. Najpierw trzeba omówić kilka spraw. Po pierwsze: jaką mam gwarancje, że to moje dziecko? Po drugie: nie masz prawa mówić wszystkim, że jesteś w ciąży ze mną! I po trzecie: Nigdy nie proś mnie o pomoc przy nim!
- Nie martw się o to. Nigdy nie poproszę cię o pomoc nawet gdybym nie miała dachu nad głową. Nie powiem też nikomu, że jestem w ciąży z tobą bo się tego wstydzę - powiedziała to z pogardą . A jeśli chodzi o gwarancję, że to na pewno twoje dziecko, to nie mam żadnych wątpliwości, że to twoje dziecko bo nie jestem taką s*ką żeby cię zdradzać z innym w przeciwieństwie do ciebie.
- Jakoś ci nie wierzę.
- Trudno - powiedziała to z taką łatwością jakby chodziło o jakąś zabawkę czy baton. Ja wiem swoje. Ale jeśli mi nie wierzysz to możemy zrobić po narodzinach test na ojcostwo.
- O nie! Nie będę tyle czekał. Mam lepszy pomysł. Cóż nie jestem pewny czy to mój bachor, ale wolałbym się tego nigdy nie dowiedzieć, więc proponuję ci aborcję.
- Chyba oszalałeś!
- Nie.
- A niby skąd wezmę na to kasę hmm..?
- Wiesz jestem bogaty. Dam ci i po sprawie. Ale pamiętaj, że starzy nie mogą się o niczym dowiedzieć.
- Może i nie chcę tego dziecka, ale go nie zabiję! :O
- A co może jeszcze powiesz, że chcesz je wychować?!
- A żebyś wiedział!
- OMG! Dobra jak chcesz. Ja chciałem tylko pomóc. Ale jak nie to nie. Nara. I nie dzwoń do mnie więcej!!! - po tych słowach wstał, podszedł do drzwi, nałożył swoją niebieskoszarą bluzę, rzucił Samancie gniewne spojrzenie i wyszedł.
Samantha była rozczarowana. Liczyła, że Eric chodź trochę jej pomoże, ale się przeliczyła. Usiadła na kanapie i rozpłakała się.
Nagle ktoś zapukał do drzwi. Samantha liczyła, że to Eric się opamiętał i pobiegła w podskokach żeby otworzyć drzwi. Niestety nie był to Eric. W drzwiach stała jej matka, Daisy.
Była to szczupła, wysoka  kobieta po czterdziestce. Jej brązowe włosy zawsze uczesane w kucyk były dzisiaj wyjątkowo rozpuszczone. Daisy rzadko je rozpuszczała ponieważ były bardzo długie i przeszkadzały jej w pracy.
Samantha stała jak zamurowana. Matka weszła do salonu. Od razu poznała po córce, że coś jest nie tak.
- Co się stało kochanie? - spytała przesadnie milusim tonem.
- Eeee...
- Sami co się dzieje?
- Yyy.....

KONIEC!!!

kolejna część już w niebawem :) 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz